niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 9

Po drodze zajechaliśmy do McDonalda.
Wzięłam sobie dużą kawę i tortillę.
Jamesa też. Wsiedliśmy do samochodu i James włączył radio.
-Wzięłam 24/Seven. Może posłuchamy?
- Dobrze to włóż.
Z głośników było słychać muzykę.
Ja śpiewałam i James ze mną.
Poczułam że gdybym nie wyjechała do Stanów nigdy nie była bym szczęśliwa.
Uświadomiłam sobie że tu jest mi dobrze i nie chce z tad wyjerzdzać.
Dojechaliśmy na miejsce.
Wyłączyłam radio, a James zamknął samochód. Objął mnie i poszliśmy po bilety. Nie wiedziałam od czego zacząć.
- Idziemy na diabelski młyn?-zaproponowałam.
- Z wielką chęciął-odpowiedział
Wsiedliśmy do "wagonika" i wjechaliśmy na sam czubek.
Nagle zobaczyliśmy jakiegoś faceta który krzyczał:„ Pożałujesz że się urodziłeś".
Popatrzyłam na wszystkie wagoniki. Były puste.
Facet walnął w mechanizm że koło stanęło.
- Nie dobrze- powiedział James
-Ty znasz tego gościa?- spytałam
- Tak to mój wróg jeszcze z liceum.
-Ale co on tu robi?
- Widziałaś to auto co za nami jechało przez praktycznie cały czas? To musiał być on.
- Co mu takiego zrobiłeś że teraz to rozpamiętuje?
- Nic. Tylko dałem mu ściągać i dostał pale za to że ściągał a ja nie.
- I on się o to gniewa? Przecierz to taka głupota.
- To mu to powiedz.
Zmartwiłam się trochę tym że możemy tutaj długo posiedzieć. James zadzwonił po policję. Ta przyjechała po około 20 minutach. Wzięli go i nas ściągnęli.
Zadzwoniłam do Marty i Natalki.
Powiedziałam że jesteśmy w DisneyLandzie i że wrócimy na kolację.
Trochę się fochneły ale tylko na 5 sekund że ich nie wzięliśmy.
Policja wzięła nas na przesłuchanie.
Zeznaliśmy przeciwko nie mu( facetowi co nas uwięził) . Siedzieliśmy tam ze dwie godziny. Uzaliśmy że czas wracać.
Przechodziliśmy obok niego i niespodziewanie walną Jamesa w twarz. Polała się krew. Wzięłam Jamesa i pojechaliśmy do szpitala.
Doktór powiedział że to nic powarznego. Ale musi zostać na obserwacji. Po zrobieniu badań okazało się że jedyną szkodą jest ząb Jamesa.
Przyszedł dentysta i wyrwał mu resztki zęba. James trochę płakał. Śmiać mi się chciało. Wyszliśmy ze szpitala.
Pocałowałam Jamesa a on mnie.
- Kocham cię mój misiu.
- A ja ciebie kofam- powiedział. Trochę śmiesznie to zabrzmiało jak powiedział to przez praktycznie pół twarzy. Bo resztę miał znieczuloną. Pojechaliśmy do domu. Byliśmy na kolację tak jak mówiłam. Marta zrobiła gofry z bitą śmietaną i cukrem. Były pyszne.
Zjadłam je ze smakiem. Poszłam się przebrać. Ubrałam to ubranko i zaproponowałam małe karaoke.
Wszystkim to odpowiadało. Ja z Jamesem zaśpiewaliśmy Amazing.
Potem poszliśmy spać. Stwierdziłam że to był nie zapomniany dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz